mickiewicz lubił bigos
Dostała czas, żeby się wypalić. Dostarczano jej go krocie, w każdym dniu, niby naczyniu - niby w naparstku, niby na tacy, niby w butelce zalatującej przepitym winem. A ona brała i karmiła się nim, bo jej go darowano; może świadoma szkody, może boleśnie forsując dłoń, aby wkładała jej gorycz do ust. Ona nie lubi marnować jedzenia i dość ma kultury, by nie oddawać prezentów.
A oni? Nie sposób wymigać się od wyjaśnień. Nie niszczyli jej ze świadomością, że ją niszczą. Może myśleli, że robią dobrze? Przecież nie głodowała. Przecież się nie skarżyła, gdy pochłaniała ich świetne rady. Przecież zawsze miała co robić. Wszak tego się po niej spodziewa. Zawsze, gdy zamiast mitycznego naczynia trzyma w dłoniach notatnik: kartki zmieszane z włosami, myśli przelane na papier pożyczonym długopisem, pozaginane rogi stron... Może nie wie, co robi.
To ona sama narzuca sobie perfekcję, choć przecież powinna wiedzieć, że jej nie osiągnie. Chciałaby pisać jak Mickiewicz - nawet, gdyby wiązało się to z nadmierną romantyzacją bigosu, bo najwyraźniej nazywa się to później „dziedzictwem narodowym”. Bo gdyby nie ciążyła na niej presja, gdyby umiała odnaleźć swoje skromne źródło inspiracji... być może nawet wypróbowałaby ten przepis. Nie, nie na bigos! Na dzieło godne uwagi. Ale ona znowu za bardzo się stara.
Znowu jej ktoś powiedział, że pisze nieźle, ale nie dość dobrze. Ktoś inny stwierdził, że w jej pomysłach brak twórczej inwencji, że to nic odkrywczego, że żeby pisać, potrzeba finezji. Tylko czym właściwie jest ta finezja? Skąd ją pozyskać? I kto to mówi? Jak spośród morza rad dobrych i gorszych wybrać te, które faktycznie sięgnęły sedna?
Jej zapał osiągnął zapłon, ani spóźniony, ani przedwczesny, ot: taki sobie, zupełny. Płomień zacięcia rozdmuchano i pozwolono, by trawił resztki marzeń o czymś, co chyba było niczym; następnie przygasł, brudząc węglem powstałą obojętność. Nie płonie, lecz się rozgrzewa. Nie boli, a mrowi; łaskocze.
Ona powoli powraca do skrobania po kartkach, ale wygląda na to, że je sobie wyobraża. Przecież ma w rękach tylko pojedyncze strzępy papieru, nieumiejętnie wyrwane z notatnika.

Komentarze
Prześlij komentarz