realia




 ze względu na chęć zachowania anonimowości miejsca w poniższych notatkach, każda nazwa miejscowości została zastąpiona znakiem [...]



    28.03.2025


            W pociągu nie było miejsc. Ludzie cisnęli się między sobą w przejściach między wagonami, a widząc, że stoją, nie było już nawet warto szukać miejsc siedzących. Oczywiście żaden z pasażerów nie zadał sobie trudu, aby zdjąć swój plecak z siedzenia obok dla jakiejś starszej pani, która weszła do pociągu na minutę przed odjazdem.


            Nie zwracałam uwagi, na jakiej stacji wszystko zaczęło się rozgrywać, ponieważ całą moją siłę woli skupiłam na tym, aby pod wpływem ostrych hamowań pociągu nie wywrócić się na ludzi. Byłam zatopiona we własnych myślach, ale zdaje mi się, że gdzieś w [...] do pociągu weszła jakaś kobieta ze swoim synem.


            Wiesz... są takie osoby, po których od razu można dostrzec, że jest to ktoś z rodzaju ludzi, co to są wiecznie ze wszystkiego niezadowoleni i mają wrażenie, że każdy powinien traktować ich jak lordów (choć przyznaję, że może robię źle, pisząc to, bo nie powinno się oceniać ludzi po okładce). Tamta kobieta miała dokładnie taki wyraz twarzy. Syn natomiast zapatrzony był w telefon i histerycznie śmiał się z tego, co działo się na ekranie. Wydaje mi się, że mógł mieć jakieś lekkie zaburzenia psychiczne.


            Kobieta na samym starcie obraziła się (tym samym okazuje się, że dobrze ją osądziłam), że nie ma żadnych miejsc siedzących i zaczęła wykłócać się z jakimś człowiekiem, żeby ustąpił miejsce jej synowi, mającemu na oko szesnaście lub siedemnaście lat. Gdy, awanturując się, w końcu dopięła swego, od razu złapała kontakt z dwoma innymi paniami siedzącymi kilka miejsc dalej. Rozmawiały tak głośno, że zapewne słyszał je cały pociąg.


            Najbardziej ironiczną w tym wszystkim rzeczą było dla mnie to, w jaki sposób rozmawiały o swoich dorosłych lub prawie dorosłych dzieciach. Pani z „synkiem” upierała się, że to dobre dziecko, że zawsze pościeli łóżko, że potrafi wstawić jedzenie do mikrofali, i że żadnych problemów sobą nie przedstawia. I pomyślałam sobie w tamtej chwili, jak właściwie miałby sprawiać jakiekolwiek problemy, skoro cały swój czas spędza z oczami wbitymi w ekran telefonu. Kobieta jednak zapewne nie widziała żadnej niewłaściwości w tym, no i w fakcie, że jej syn miał jakiś niezdrowy obłęd w oczach. Ale to dobre dziecko.


            Pozostałe kobiety zaczęły od razu przytakiwać jej, po czym jedna z nich powiedziała: „O wiele lepiej jest mieć syna niż córkę. Syn taki bezproblemowy, zawsze pomoże, kłopotów nie sprawi, a córka? Wie pani, jakie są córki.". Czyli... jakie są?


            Poczułam się osobiście urażona tym stwierdzeniem i od razu zwróciłam uwagę na drugie dno wypowiedzi tamtej kobiety, którego ona sama zapewne nie dostrzegła. Na jakiej podstawie bowiem twierdzi tak, skoro kobietą jest ona sama? W takiej sytuacji powinna być urażona własnymi słowami… ale zapomniałam, że nie da się ludziom na siłę otworzyć oczu.


            W [...] cała czwórka wysiadła – jak się okazuje, na tym samym przystanku – i w pociągu od razu zrobiło się ciszej, ale w moich myślach nie. Nie za bardzo miałam z kim podzielić się tymi przemyśleniami, bo jechałam sama, a ani to ważne, ani szczególnie odkrywcze. Ale może warto zapamiętać.  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tobie J